sobota, 19 września 2015

Rozdział 11

Kiedy wstałam było już południe. Myślałam cały czas dlaczego Marco mnie nie wydał. Kiedy zeszłam na dół okazało się że Kuba wrócił z treningu.  Zjadłam obiad nie oddzywając się do niego. Jakoś nie mogłam na niego patrzeć, było mi wsyd za wczoraj. Wieczorkiem postanowiłam iść do Marco.
- Agata wychodzę!- krzyknęłam schodząc po schodach.
- Kiedy wrócisz? - wyjrzała z kuchni.
- Nie wiem. Postaram się wrócić szybko - powiedziałam i wyszłam. Szłam sobie spacerkiem do domu blondyna. Kiedy stała przed drzwiami zawachałam się, ale zapukałam.
- O Boże Ewelina? - stanął jak wryty.
- Tak to ja - wzruszyłam ramionami - mogę wejść?
- Tak jasne wchodź - powiedział nadal oszołomiony i wpuścił mnie do środka. Weszłam do jego pięknego domu.
- Ładny dom - zaczęłam.
- Dzięki - powiedział.
- Marco przyszłam po to żeby ci podziękować. Uratowałeś mnie wczoraj i nie wydałeś mnie. Mogę wiedzieć czemu? - zapytałam.
- Sam nie wiem - odparł siadając obok mnie - nie chciałem żebyś miała kłopotów.
- Ty nie chiałeś żebym miała kłopoty? - byłam bardzo zdziwiona.
- Tak. Wiesz jak wczoraj wyglądałaś? Ledwo stałaś na nogach. A kiedy zemdlałaś. Ewelina przecież ktoś mógł cię uprowadzić.
- Nie byłam sama - powiedziałam oburzona.
- Właśnie widziałem jak twoi znajomi się tobą interesują. Wyniosłej cię z klubu a oni nie zareagowali! Co by było gdyby to był jakiś zboczeniec! - mówił coraz głośniej, chyba się wkurzył.
- Nie pprosiłam cię o pomoc! - również podniosłam głos
- Dobra nie kłóćmy się - powiedział pojednawczo.
- Z tobą inaczej się chyba nie da inaczej rozmawiać.
- Lubisz grę w wyzwania? - zmienił temat, czym zbił mnie z tropu.
- Może - odparłam niepewnie.
- To mam dla ciebie takie wyzwanie. Postarajmy się rozmawiać normalnie a nie ciągle kłócić okej?
- A co jeśli na przykład bym przegrała?
- Hmmm - zamyślił się - jak przegrasz umówisz się ze mną
- A jak ty przegrasz to się odemnie odczepisz - nie byłam mu dłużna.
-Postaram się nie przegrać - uśmiechnął się. - A może zaczniemy wszystko od nową?
- Czemu nie - zgodziłam się.
- No to nazywam się Marco Reus jestem piłkarzem grającym w Borussii Dortmund - wyciągnął do mnie rękę.
- Ja jestem Ewelina Błaszczykowska jestem siostrą Kuby, który też gra w Borussii.
- Miło mi - powiedział z tym swoim słodkim uśmiechem.
- Mi również. Naprawdę dziękuję. Gdyby Kuba mnie taką zobaczył to by mnie zabił.
- Było by szkoda - odparł z uśmiechem - zmeniłaś o mnie zdanie?
- Może. W sumie to chyba nie jesteś tai zły.
- Ewelina obiecaj mi coś.
- Tak?
- Nie imprezuj tak. To do niczego nie prowadzi, a może zepsuć ci życie.
- Dzięki za radę i uratowanie tyłka. Dobra będę się zbierać, bo dziś naprawdę u ciebie zasnę - powiedziałam i udałam się do wyjścia.
- No to narazie - odprowadził mnie do wyjścia.
- Narazie. I jeszcze raz dziękuję.
Po drodze myślałam o tym, że ten Reus wcale nie jest takim debilem. Można z nim pogadać. Może nawet da się z nim zakuplować.
- Jestem - zakumonikowałam wchodząc do domu.
- To dobrze. Można wiedzieć gdzie byłaś? - Zapytała Agata.
- U Marco. Myślałam z nim porozmawiać - odpowiedziałam i zauważyłam zdziwienie u Agaty.
- Widzę, że się polubiliście. Marco to naprawdę świetny facet.
- Jakoś się dogadujemy. Masz rację nie jest najgorszy.
- Czyżby coś było na rzeczy?
- Co? Nie no co ty - odparłam - dobra idę na górę jutro szkoła.
- Dobra to dobranoc.
Poszłam jeszcze do dziewczynek, gdzie zastałam Kubę.
- Przyszłam tylko powiedzieć dobranoc - powiedziałam - no więc dobranoc - i poszłam.
Kurde muszę przestać unikać mojego brata bo mi to przeszkadza. Zastanowiłam się nad tym co powiedział mi Marco. Jak to nikt nie reagował jak mnie wynosił? Gdzie była Anka i reszta? Muszę z nią porozmawiać. Kurde ten Marco nie mogłam go wyrzucić z moich myśli. O czym kolwiek zaczęłam myśleć łapałam się na tym, że i tak moje myśli wędrowały ku blondynowi. Muszę się ogarnąć. Nie, nie przecież ją się nie mogłam w nim zakochać. Przecież to niemożliwe prawda?
Rano, gdy zadzwonił budzik zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki, by się przygotować. Wchodząc do kuchni zobaczyła Marco.
- Cześć - przywitał się.
- Hej. Co ty tu robisz?
- Spokojnie przyjechałem tylko po Kubę - odparł. Już się bałam że znowu pojedzie ze mną do szkoły.
- Aha. - odparłam i zaczęłam jeść płatki - możesz tak nie patrzeć jak jem?
- Dlaczego?
- Bo mnie to stresuje.
- Okej nie będę - i odwrócił głowę w drugą stronę.
Drogę do szkoły przebyła szybko. Na pierwszej lekcji byka matematyka. Anki na niej nie było. Przyszła dopiero na drugą lekcje.
- O proszę kogo ją widzę - przywitała mnie - impreza chyba była udana no nie?
- Powiedzmy. Dużo z niej nie pamietam, wiem tyle że kiedy zemdlałam nikt z was się mną nie zainteresował i jak mnie wznoszono nikt nie zareagował - powiedziałam z żalem.
- Nie no proszę cię. Widzieliśmy że dobrze się bawisz. A ten koleś co cię wyniósł to twój kumpel który cię odwiózł do szkoły. Myslisz, że gdyby to był obcy facet to byśmy nie interweniowali? - Zapytała z wyrzutem.
- Nie wiem. Okej pewnie macie racje - skapitulowałam.
- To co w sobotę powtórka?
- Dobra - odpowiedziałam mając za nic radę Reusa.


Kolejny. Krótki i nudny. Za niedługo kończę. Buziaki

5 komentarzy:

  1. Oj nie dobrze. To się źle skończy ta impreza xd Ale już nic nie gadam ;) Jaki nudny? Wspaniały ;) Czekam z niecierpliwością i jakbyś miała ochotę poczytać to zapraszam http://zujungfurliebe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super♥czekam na następny oby szybko był
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział, czekam na nexta. Dużo weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  4. CUDO, CUDEŃKO!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń

Komentując motywujesz :)